Wielkopolska wojna Murphy’ego (Daniel Kęszycki, Wspomnienia z 1919/22)

Wspomnienia powstańców bywają bardzo różne, naczytałam się sporo relacji z 1863-1864 i choć szanuję pamięć autorów, to bywały momenty, gdy miałam już dosyć szarej monotonii narracji i skoncentrowania niektórych powstańców tylko i wyłącznie na własnej osobie, połączonej z rzucaniem gromów na jednego osobistego wroga w  szeregach insurekcji. Biorąc do ręki pamiętniki Daniela Kęszyckiego, które zainteresowały mnie, ponieważ jego matka była Irlandką, a ja zajmuję się relacjami polsko-irlandzkimi,  miałam pewną obawę, która rozwiała się na szczęście szybciutko.

Daniel Kęszycki nie owijał w bawełnę. Czytając już na wstępie wspomnień, dotyczących dni poprzedzających powstanie, że „trochę niezrozumiałe, skąd wzięła się ta piękna ufność, która z chwilą zwyciężenia Niemców kazała wierzyć dzielnym Poznaniakom, że wystarczy tylko poprosić, a ich wszystkie życzenia zostaną spełnione”[1] od razu wiedziałam, że pamiętnik nie jest apologetyczny. „Przywódcy niemieccy w powiecie byli po większej części ludźmi zachodu, którym tyle razy opowiadano o niebezpieczeństwie polskim, że byli o nim zupełnie przekonani. Mieli największy respekt dla wszystkiego, co trąciło polska organizacją podziemną, i początkowo byli gotowi do wszelkich możliwych ustępstw, aby tylko uniknąć starcia. Gdy się spostrzegli, że Polacy nie byli tak groźni, jak z początku sądzili, starali się wycofać, ale już było za późno.”[2]  Autor nie jest tendencyjnie krytyczny wobec jednej opcji politycznej, organizacji i osoby; w relacji Kęszyckiego dostało się po trochu wszystkim: elitom, w przeciwieństwie do ludu, nieskłonnym do walki na początku powstania (sam do elit należał, jednakże pisał bez towarzyskiej kurtuazji), Naczelnej Radzie Ludowej w Poznaniu, nie zawsze umiejącej harmonijnie współpracować z prowincją (do NRL później sam miał wejść) i niesubordynowanym żołnierzom, których zresztą szanował i lubił. „Ta bohaterska podróż zasługuje na opowiedzenie”, pisał o wyprawie powstańców, wysłanych do Czempinia aby zdobyć dworzec kolejowy. „Oprócz broni, amunicji i karabinu maszynowego znajdowała się na wozach znaczna część alkoholu sprowadzonego staraniem (…) który nie zniósłby aby jego armia cierpiała głód i pragnienie..”[3]

Pamiętnik jest tłumaczeniem z języka francuskiego, jednakże według tradycji rodzinnej, tłumaczką Daniela była jego druga żona, Helena Krawczyk, przekład zatem był zapewne wierny i autoryzowany. To co mamy dziś przed sobą, jest tylko pierwszą częścią pamiętnika, której druga, poświęcona jego działalności w Naczelnej Radzie Ludowej została opublikowana staraniem syna, Wojciecha Kęszyckiego, przez Kronikę Miasta Poznania (Z dni powstania wielkopolskiego: Wspomnienia 1918-1920, Poznań 2005, tłumaczyła córka Daniela, dr Janina Szuman). Część trzecia, opisująca jego losy oraz jako dyplomaty polskiego na Śląsku w okresie plebiscytu, zaginęła podczas II wojny światowej.

Choć niezbyt długie, Wspomnienia bardzo precyzyjnie i jasno przedstawiają wydarzenia w Poznaniu i w Śremie, z punktu widzenia uczestnika – był organizatorem i naczelnikiem Straży Obywatelskiej na powiat śremski oraz dowódcą sekcji karabinów maszynowych Batalionu Śremskiego. W początkach roku 1919 Kęszycki krążył między Śremem gdzie starał się zaprowadzić porządek jako komendant lokalnej milicji, a swoim baonem, z którym walczył w polu. W nekrologu po jego śmierci Korfanty napisał że w okresie powstania Kęszycki poświęcił się wyłącznie sprawie, i nie istniało wtedy dla niego życie prywatne[4]; można by zapytać, co sprawiło że był taki właśnie, ale odpowiedź nie jest prosta.

Nie wchodząc w szczegóły, do których poznania zachęcam poprzez przeczytanie książki, chciałabym powiedzieć że spojrzenie autora było zarazem analityczne jak i niepozbawione szerszej perspektywy, a prostota i poczucie humoru widoczne w  opisach  tylko ułatwiają lekturę, nie upraszczając zanadto wydarzeń.

Kim był Daniel Kęszycki, którego narracja zasadniczo różni się od typowych polskich pamiętników wojennych, brakuje bowiem w niej patosu, aluzji literackich i dłużyzn, jest za to wiele konkretów i poczucie humoru? Był ziemianinem wielkopolskim, potomkiem starego polskiego rodu. Jednakże wychował się nie jako panicz ze dworu, tylko syn emigrantów w Anglii, gdzie jego ojciec, wedle tradycji rodzinnej zmuszony opuścić kraj po powstaniu styczniowym, pracował jako medyk na statku brytyjskiej marynarki handlowej. Tam poznał siostrę innego lekarza okrętowego, Irlandczyka, Margaret Murphy i ożenił się z nią. Po jej śmierci przeniósł się do Francji. Syn Daniel chodził do szkół i we Francji i w Anglii, w Anglii też znalazł pracę w marynarce handlowej. Pływał na wielu statkach, poznając świat. Mówił płynnie kilkoma językami, w tym czasie oprócz polskiego; zapewne jego ojciec nie spodziewał się możliwości powrotu. Niespodziewanie przyszła prośba a raczej żądanie z Wielkopolski: babka Daniela, Florentyna Kęszycka z Chłapowskich postanowiła przekazać wnukowi majątek, domagała się jednak powrotu i przyzwyczajenia do nowych obowiązków. Młody oficer marynarki handlowej zapewne nie miał łatwych początków jako gospodarz na wsi wielkopolskiej. Jednakże jego inteligencja, pracowitość, zdrowy rozsądek i upór przezwyciężyły przeszkody. Podobno uczył się polskiego czytając po polsku powieści Conrada, które znał już dobrze w oryginale. Nigdy nie opanował go perfekcyjnie, ale też raczej się tym nie przejmował.

Co jest jeszcze ciekawsze, w Kęszyckim obudził się patriotyzm polski. Może pod wpływem Sienkiewicza którego też czytał ucząc się polskiego, a może też zadziałała atmosfera miejsca w którym się znalazł i opowieści o sytuacji Polaków w Prusach. Był może jeszcze dodatkowy czynnik. Kęszycki nie wychował się w Irlandii. Jednakże chodził w Anglii do szkół i pływał na statkach imperium o sztywnej strukturze etniczno-klasowej, gdzie liczył się przede wszystkim majątek, a dzieci emigrantów widziane były tylko jako emigranci. Liczni Irlandczycy w Anglii, nawet w dalszych pokoleniach natomiast, trzymali się razem. W późniejszym okresie, opisując oficerów armii brytyjskiej w Poznaniu, Kęszycki nie wykazuje wobec nich szczególnej sympatii. Nie byłoby więc dziwne, gdyby Daniel spędził wystarczającą ilość czasu w gronie rodaków swej matki, aby przejąć od nich to, co mógł mu przekazać też ojciec – poczucie przynależności do dwóch narodów uciskanych, instynktowną wrażliwość na wszelką okupację i przymus imperialny. W tamtym okresie również wielokrotnie prasa irlandzka porównywała los Irlandczyków i Polaków. Premier Wielkiej Brytanii Lloyd George, pochylając się nad kwestią plebiscytu i powstań śląskich, miał pewnego razu westchnąć nad podobieństwem propagandy politycznej Polaków i Irlandczyków i ich złośliwą (z jego punktu widzenia) wynalazczością w tym zakresie – gdyby usłyszał o zabiegach dyplomatycznych Kęszyckiego, zapewne nie zmieniłoby to jego zdania. Niestety jak wspomniałam, część pamiętników Daniela Kęszyckiego poświęcona jego pracy na Śląsku zaginęła.

Trzeba powiedzieć kilka słów na temat obecnego bardzo starannego wydania książki, które jest pierwszym krytycznym, z obszernym kilkuczęściowym wstępem i długimi przypisami pełnymi biogramów powstańczych i danych dotyczących działań wojennych, będącymi dziełem dwóch pań, dr Danuty Płygawko i dr Danuty Zydorek.  Przypisy w tekście, jako że jest to wydanie popularne, są jednak rozmiarów i jakości typowej dla publikacji naukowych. Książka zawiera też indeksy, nazwisk i miejscowości. Wcześniejsze wydania (jedno z nich zdigitalizowane, znajduje się w WBC, dostępne tylko na terenie Biblioteki Uniwersyteckiej) nie posiadają tak obfitej bibliografii i biografistyki. Zdecydowanie zatem nadaje się ta książka dla bibliotek oraz dla wszystkich miłośników nie tylko historii Ziemi Śremskiej ale ogólnie, Powstania Wielkopolskiego.

Chciałabym jeszcze kończąc, wytłumaczyć się z mojego nieco żartobliwego tytułu. Jest to aluzja do słynnego filmu z 1971, Prywatna wojna Murphy’ego, którego bohater, irlandzki marynarz, prowadzi samotną walkę z niemieckim U-Bootem podczas I wojny światowej; osiąga na końcu swój cel lecz ginie razem z wrogim okrętem. Na szczęście wojna wielkopolskiego marynarza-ziemianina w którego żyłach płynęła krew klanu Murphy zakończyła się szczęśliwie i mam nadzieję, że sam Daniel Kęszycki, którego charakteryzowało duże poczucie humoru, nie miałby mi tego porównania za złe.

[1] Kęszycki D., Wspomnienia.. s. 67.

[2] Kęszycki D., Wspomnienia.. s. 74.

[3] Kęszycki D., Wspomnienia… s. 132.

[4] Kęszycki D., Wspomnienia…, s. 31.

Wielkopolska wojna Murphy’ego (Daniel Kęszycki, Wspomnienia z 1919/22. Ks. 1: Udział Śremu w Powstaniu Wielkopolskim, oprac. D. Płygawko, D. Zydorek, Wyd. 2, Biblioteka Publiczna w Śremie)

Katarzyna Gmerek

Licencja Creative CommonsTen utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 4.0 Międzynarodowe.

Dodaj komentarz