TO, CO NAJCIEKAWSZE, WCIĄŻ JEST PRZED NAMI…

Gdy zaproponowano mi napisanie tekstu o książce, na którą chciałabym zwrócić uwagę czytelników, nie zastanawiałam się długo, o jakiej publikacji chcę pisać, właściwie od razu pojawiła się myśl – dobrze, o dziennikach Agnieszki Osieckiej! Jakżeby inaczej… Przecież Osiecka to dla mnie guru polskiej poezji (nie tylko śpiewanej). I dopiero wtedy, gdy usiadłam, żeby coś sensownego napisać, zrozumiałam, w co się wpakowałam! Bo jak opisać w kilku(nastu) zdaniach wydawnictwo obliczone na wiele tomów? Niemożliwe! Ale cóż, słowo się rzekło, kobyłka u płotu…

Agnieszka Osiecka – człowiek – legenda i historia polskiej piosenki drugiej połowy XX wieku.  I chociaż wiadomo, że w swoich tekstach przemycała elementy autobiograficzne, to z niczym nie da się porównać zapisków prowadzonych dzień po dniu przez ponad 50 lat. Notatek, o których wiedziało bardzo niewiele osób z jej otoczenia, a które teraz do wydania przygotowuje – za sprawą jej córki, Agaty Passent – Fundacja Okularnicy.

Dzienniki są wydawane bardzo porządnie; pod względem edytorskim mamy do czynienia ze wspaniałą robotą. Bardzo szczegółowe przypisy (chwilami przychodziło mi do głowy, że nawet nieco zbyt szczegółowe, ale tak, wiem, czepiam się…), szczęśliwie zamieszczone na dole strony, więc nie trzeba co chwilę kartkować książki, jeżeli chce się śledzić nie tylko zapiski Agnieszki, ale i tropy odsłaniane przez edytorów…

Pamiętam swoją ekscytację sprzed 5 lat, gdy w dniu premiery nabyłam Dzienniki 1945-1950 i, nie mogąc doczekać się czytania, kartkowałam je już w tramwaju, jadąc do domu. Pamiętam zapał i lekkie uczucie pobłażania dla dziewczynki, która zapisywała sobie, co jadła na obiad, kiedy była w szkole i na pływalni, z kim i o czym rozmawiała…  Przy kolejnych tomach odbiór zapisków się zmienił, z ekscytacji i fascynacji przeszedł w fazę spokojnego i cierpliwego zainteresowania, a niekiedy znużenia lub ekscytacji.

Lektura Dzienników bywa trudna, niekiedy nawet nudna…, bo nudne bywa czytanie o tym, co codziennie robi kilkuletnia dziewczynka lub rozważań nastolatki o kolejnych przyjaźniach,  zauroczeniach i miłościach, tych wielkich i tych przelotnych… No, ale przecież Agnieszka była wtedy przeciętną dziewczynką i niesprawiedliwością z mojej strony byłoby oczekiwanie jakiejś pogłębionej analizy jej ówczesnego świata. A jednak fakt, że autorkę tych zapisków znamy doskonale od innej strony i wiemy, co wydarzy się później (mam na myśli, oczywiście, tylko jej wizerunek publiczny), bardzo pomaga w przetrwaniu nudniejszych fragmentów. Bo jesteśmy pewni, że to, co najciekawsze, wciąż jest przed nami. A już teraz, po lekturze tych pierwszych tomów Dzienników  wiemy, że czekać naprawdę warto! Bo i czasy przełomowe, burzliwe i ciekawe, i osoba, która je komentuje, absolutnie niebanalna. Na osłodę i jako balsam pojawiają się smaczki, zapowiadające tę prawdziwą duchową ucztę, jak choćby refleksje o nocy wigilijnej, wybrane przeze mnie nieprzypadkowo, bo przecież nasza Wigilia Anno Domini 2018 już za niecałe trzy tygodnie…

„Noc wigilijna. Niebo jak z granatowego, lśniącego papieru, a na nim pełno wesoło migających gwiazdek – złotych i ognistych. Śnieg z białego, skrzypiącego marcepanu otula gałęzie drzew i miękko pierzynką ściele się u płóz mknących saneczek zaprzęgniętych w białe myszki, szczury i skrzydlate pegazięta. Słychać tylko dzwoneczki sanek wesoło wyśpiewujące melodie wigilijnych bajek. Przycupnięte przy drodze chałupki wyglądają jak domki Baby Jagi z cukru i piernika. Śmieją się ciepłymi światełkami kwadratowych okien, za którymi pstra i czekoladowa choinka cieszy rozkrzyczane dzieciaki. Rumiane i nieznośne, na pół z lękiem, na pół radośnie zerkają w stronę drzwi: Zaraz przyjdzie święty Mikołaj. W kąciku pod drzewkiem Święta Rodzina przyjmuje podarki.

„Stille Nacht, heilige Nacht…” 

Jest ładnie. Życie ma 5 lat i rumiane buziaki”1

Całe szczęście, że Agnieszka – która o swojej chorobie i nieuchronnym odejściu wiedziała na tyle wcześnie, że zdążyła uporządkować swój dobytek (napisała o tym Magda Umer w przedmowie do równie ciekawego wydawnictwa Listy na wyczerpanym papierze, Agora 2016) – nie zniszczyła tych najwcześniejszych, często naiwnych, ale zawsze szczerych i pisanych nie pod publiczkę ani z myślą o przyszłych czytelnikach, zapisów, jak zrobiłaby pewnie większość z nas, jak ja sama zrobiłabym z pewnością! Bo dzięki temu stopniowo otrzymujemy całościowy obraz osoby, bez której życie kulturalne drugiej połowy XX wieku byłoby o wiele uboższe.

Obawiam się tylko jednego: jeżeli na razie, po 5 latach od wydania pierwszego tomu i po 5 tomach, jesteśmy w roku 1955 (Agnieszka ma 19 lat, a lata początkowe to często notatki skrótowe i mniej obszerne niż te późniejsze, które mogą nie zmieścić się w jednym woluminie), a tempo wydawania kolejnych roczników się zwolni, czy zdołam doczekać ostatniego tomu? I czy dam radę go przeczytać, zanim starcza zaćma zamgli mi wzrok? Bardzo bym tego chciała!

1 Agnieszka Osiecka: Dzienniki 1952, Prószyński i S-ka, Warszawa 2015, s. 527.

Dotychczas w Wydawnictwie Prószyński i S-ka ukazały się następujące tomy Dzienników:

Agnieszka Osiecka, Dzienniki 1945-50, Warszawa 2013.

Agnieszka Osiecka, Dzienniki 1951, Warszawa 2014.

Agnieszka Osiecka, Dzienniki 1952, Warszawa 2015.

Agnieszka Osiecka, Dzienniki 1953, Warszawa 2017.

Agnieszka Osiecka, Dzienniki 1954-1955, Warszawa 2018.

Zdjęcia: Renata Piejko

Licencja Creative CommonsTen utwór jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 4.0 Międzynarodowe.

Dodaj komentarz